Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 czerwca 2015

Paris by Nite.

Od podróży do Paryża minęło już trochę czasu,
więc z przyjemnością przypomnę sobie nocne eskapady po tym pięknym mieście.

Fotografia uliczna jakoś zawsze kojarzyła mi się z Paryżem właśnie.
W szczególności w pamięć zapadły mi fotografie Brassai,
którego najlepsze fotografie pochodzą z nocnych przechadzek po ulicach.
Ja też miałem swoich kilka nocy w Paryżu
i choć moje fotografie na pewno nie są w połowie tak udane jak
klasyków fotografii, to miałem okazję poczuć magię tego miejsca
i mogłem zaznać dreszczyku emocji towarzyszącemu nocnej fotografii ulicznej w Paryżu.

Wszystkie fotografie wykonałem Nikonem FM2, z jasnymi stałkami,
na filmie Ilford HP5 forsowanym na ISO 3200.













piątek, 19 grudnia 2014

Juanito.

Kolejna porcja zdjęć z Bretanii. Tym razem coś wyjątkowego.

Nie każdy w Polsce ma pojęcie jak powstają deski surfingowe,
a już na pewno tylko garść osób widziała na własne oczy warsztat shapera.
Podczas pobytu w Bretanii miałem możliwość odwiedzenia najbardziej znanego
lokalnego shapera Juanito i wykonania zdjęć dla polskiego brandu surfingowego Baltica. 

Produkcja desek surfingowych, to żmudna ręczna praca.
Wszędzie walają się wykroje desek, narzędzia, chemia i lakier.
Wszystkie sprzęty i ściany pokryte są pyłem, a w powietrzu unosi się
specyficzny zapach chemikaliów.

Mam nadzieję, że moje fotografie choć w pewnym stopniu oddadzą
fantastyczny klimat panujący u Juanito.
Zdjęcia wykonałem analogowym Nikonem FE 2 na filmie Ilford HP5,
forsowanym do ISO 1600.

















sobota, 26 lipca 2014

Red Bull Air Race - Gdynia 2014.

Red Bull Air Race, to cykl imprez, w których piloci akrobatyczni, lecąc 20m nad ziemią, pokonują tor między ustawionymi na wodzie pylonami z prędkością 370 km/h. W ten weekend jeden z wyścigów odbył się w Gdyni. To trzeba było zobaczyć - nic więc dziwnego, że na bulwar między Skwerem Kościuszki, a Kamienną Górą przybyły tłumy - tym bardziej, że impreza była mocno reklamowana, a do tego bezpłatna. 

Niestety organizatorzy nie poradzili sobie z tak dużym przedsięwzięciem. Pomijam fakt, że na wszystkich drogach dojazdowych tworzyły się gigantyczne korki. To było do przewidzenia, więc przezornie auto zostawiłem w domu i do Gdyni udałem się SKM-ką. Niestety tutaj też nie obyło się bez kolejek, ścisku i kołtuństwa. Podobno zostały wyznaczone dodatkowe składy, żeby rozładować tłok, ale w ogóle nie dało się tego odczuć. W drodze powrotnej jechaliśmy ściśnięci jak sardynki i przez kilka stacji musiałem trzymać mojego pięcioletniego syna cały czas na rękach, żeby mi go nie stratowali. Wstęp na imprezę, pomimo że darmowy, był jednak reglamentowany. Wejście na bulwar zostało odgrodzone bramkami, żeby ograniczyć napływ ludzi. No więc, albo robimy imprezę darmową, na którą mogą wejść wszyscy, albo płatną i odgradzamy się bramkami od darmoszki... Jak się dowiedziałem chodziło o to, że ze względów bezpieczeństwa został nałożony limit 70.000 ludzi, którzy mogą jednocześnie przebywać na bulwarze. Jeżeli ktoś przyszedł później, to musiał czekać, aż się zwolni miejsce, no i ludzie czekali... 

Na koniec nie mogę nie wspomnieć o zupełnym braku zaplecza socjalno-kateringowego. Ponieważ niedawno byłem na imprezie "Cuda wianki" organizowanej właśnie na bulwarze w Gdyni z okazji nocy świętojańskiej i tam było pełno stoisk z jedzeniem, napojami i innymi atrakcjami, myślałem, że tutaj będzie podobnie. Niestety na Red Bull Air Race zaplecze socjalne ograniczało się do kilku osranych do granic możliwości Toi-Toi. Aha i jakoś nie pamiętam, żeby podczas cudawianków były jakiekolwiek ograniczenia co do ilości osób przebywających na bulwarze, a ludu nie brakowało.

Jeżeli chodzi o same zawody, to na pewno warte obejrzenia, z tym że była to atrakcja na góra dwie godziny. Wchodzisz, oglądasz, robisz foty i w drogę. Jeżeli jednak ktoś planował spędzić tam trochę więcej czasu, lub cały dzień, to moim zdaniem było to niewykonalne. Żeby skorzystać z Toi-toia trzeba było wyjść poza bramki, a powrót już wcale nie był taki oczywisty. Z jedzeniem czy piciem podobnie. My na szczęście nastawialiśmy się na te dwie godzinki i w zupełności nam to wystarczyło. Oskarowi bardzo się podobało, ale po dwóch godzinach był już zmęczony. Ja zrobiłem zdjęcia, a resztę puściłem w zapomnienie :)

Co do zdjęć, to wyszedłem z założenia, że 70.000 ludzi z aparatami + ci za bramkami, będą mieli bardzo podobne ujęcia - zależy kto jaką lufę założy. No więc ja postanowiłem użyć lufę zupełnie nietypową, bo Sonnara 120 od Pentacon Sixa, na przegubie tilt/shift, zapiętym do mojego D700, tak aby nieco wyizolować same samoloty z otoczenia. Oczywiście fakt, że całe to ustrojstwo musiałem ostrzyć ręcznie, nieco wpływał na komfort pracy przy pociskach pędzących prawie 400 km/h, ale kilka zacnych kadrów udało mi się ustrzelić. No i mam jakiegoś Longinosa, ale to już zupełna zagadka - przekonam się jak wywołam film :)




czwartek, 17 lipca 2014

Open'er Festival 2014.

Open'er to już klasyk. Praktycznie co roku prezentuję relację z tego festiwalu (przepraszam Festival'u).
Większość ludzi wybiera się tam żeby, i tu w kolejności: 1) polansować się na hipstera w kaloszach 2) najebać się 3) posłuchać muzyki. Z góry przepraszam za przekleństwa, ale taka jest smutna prawda. U mnie wygląda to podobnie, z tym że pkt 1) zamieniam na "Zrobić konkretne foty". Generalnie nie przykładam wielkiej wagi do tego, jaki jest line up, jakie gwiazdy wystąpią itd itp. Nie znaczy to wcale, że mam totalną olewkę na muzykę - wręcz przeciwnie, jest kilku wykonawców, na których się baaardzo czaję, a reszta jest mi obojętna. Po prostu Open'er z grubsza nie lansuje rodzaju muzyki, za którym szaleję. Zawsze to samo gitarowe plumkanie, każda kapela podobna do tej, która właśnie gra na drugiej, trzeciej scenie itp. itd. Doszło nawet do tego, że w tym roku, zaliczyliśmy najlepszy melanż przed sceną Red Bulla, gdzie grali konkretni DJe i rozwalili system. UFF, całe szczęście, że nie muszę płacić za bilety.

Wróćmy jednak do sedna. Open'er to jedyna w swoim rodzaju mieszanina dziwnych ludzi, kolorów i kształtów. Jedyny w swoim rodzaju vibe. Specyficzna atmosfera, której nie możesz się oprzeć. Nie chodzi o to kto właśnie gra koncert, bo i tak nie możesz ich wszystkich zobaczyć (są cztery lub pięć scen, na których w szczytowych godzinach odbywają się równolegle koncerty). Tłum ludzi przelewa się raz ze sceny głównej pod namiot, by zaraz walić z powrotem szumnym potokiem w drugą stronę. 
Tak, tutaj jestem zdecydowanie ze względu na KLIMAT. Tego nie da się opisać, choć co roku próbuję to złapać na fotografiach...

Poniżej skany, z dwóch świeżo wywołanych filmów: Ilford Delta 100 (zazwyczaj w pełnym słońcu) oraz Ilford HP5 forsowany na ISO 1600 (gdzie ciemnica przemożna).